Śniadanie z kimś fajnym – Anna Drobnica i Kamil Rózicki z Palarni Kawy Lani Coffee

Zapraszam na kolejne „Śniadanie z kimś fajnym”. Jak zwykle ugościło nas Lago Cafe & Restaurant, a zdjęcia do wywiadu zrobiła niezawodna Fotografka.
Tym razem moimi gośćmi jest para w życiu i w biznesie. Ania Drobnica i Kamil Rózicki – to odważni młodzi ludzie, którzy postanowili, że nauczą nas picia wartościowej kawy. Podczas stażu na Hawajach mała czarna zawróciła im w głowie na tyle, że po powrocie, w niewielkim Morągu otworzyli pierwszą w naszym regionie Palarnię Kawy Lani Coffee. Ludzie pukali się w czoło, a oni nie zważając na wszelkie kłody rzucane im pod nogi i przeciwności losu dążyli do swego celu. Udało się! Poznajcie ich historię.
Przed spotkaniem szukałam o Was informacji, chciałam wiedzieć kto stoi za Lani Coffee. Niestety niewiele znalazłam. Dlatego chętnie się dowiem kim jesteście?
Ania: Oboje jesteśmy z Morąga, tam urodziliśmy się i wychowaliśmy. Studiowaliśmy w Olsztynie. Kamil na Wydziale Kształtowania Środowiska i Rolnictwa, ja ukończyłam inżynierię procesową na Wydziale Nauk o Żywności. Zakochaliśmy się w Olsztynie. W trakcie studiów wyjeżdżaliśmy na programy Work & Travel, między innymi do USA. Gdy skończyliśmy studia, to te Stany nie dawały nam spokoju i myśleliśmy żeby jeszcze raz tam polecieć. Szukaliśmy, szukaliśmy aż w końcu znajomy nam podpowiedział jak tam wrócić.
Kamil: Po studiach szukaliśmy pracy. Składaliśmy dokumenty w różne miejsca. Okazało się, że rok po studiach nadal możemy starać się o zagraniczny staż jako studenci. Złożyliśmy dokumenty na Uniwersytecie w Ohio w USA. Odzewu z miejsc pracy nie było, za to okazało się, że chcą nas w Stanach.
To było tak, że złożyliśmy aplikację, ruszyła cała procedura i nagle dostaję telefon: „Słuchaj – znaleźliśmy miejsce, które bardzo chętnie by Was przyjęło, ale musicie się zdecydować w zaledwie dwa tygodnie”. To był taki strzał, typowa okazja, która pojawiła się nagle znikąd i której się nie odrzuca.
Ania: Początkowo wydawało nam się, że nasze różne wykształcenie może być problemem przy rekrutacji. Dopiero po czasie okazało się, że kierunki które ukończyliśmy, umożliwiły nam staż w jednym miejscu. Mieliśmy gdzieś w głowie, że mogą nas rozdzielić. Jednak Uniwersytet w Ohio stanął na wysokości zadania i znalazł nam miejsce, w które mogliśmy pojechać razem. To była plantacja kawy na Hawajach.
Czyli ta kawa tak trochę przez przypadek pojawiła się w Waszym życiu?
Ania: Na początku trochę tak. Wyjeżdżając nie mieliśmy takiej świadomości kawy jaką mamy
teraz. Zdawało nam się, że wiedzieliśmy dużo, lubiliśmy ją oboje, znaliśmy częściowo procesy kawowe jeszcze przed wyjazdem. Wiedzieliśmy jak wygląda produkcja. Okazało się jednak, że nie wiedzieliśmy jak bardzo szeroka jest to wiedza.
Na miejscu przeszliście od podstaw całą kawową drogę. Od zasadzenia ziarenka, zbierania plonów i palenia?
Kamil: W związku z tym, że z Anią skończyliśmy dwa inne kierunki studiów, mogli tam na miejscu rozdysponować nas do zupełnie różnych prac. Ja trafiłem na plantację i na całe przetwórstwo. Do takiej trochę fizycznej pracy. No i faktycznie miałem styczność z kawą od ziarenka, poprzez sadzenie roślin, kwestie nawodnienia, nawożenia, przycinania drzewek. Przez cały proces obróbki kawy, suszenie ziaren, aż po ich palenie. Kolejne etapy przechodziła Ania.
Ania: Ja jednak chyba ze względu na to, że jestem kobietą, pracowałam przy dalszym etapie produkcji. Moja praca zaczynała się, gdy kawa była już wysuszona. Czyli tak naprawdę od tego samego etapu, który mamy teraz w Polsce: palenie, kontrola jakości, pakowanie i wysyłka.
Dzięki temu doświadczeniu Wasza wiedza fantastycznie się uzupełnia!
Kamil: Dokładnie. To czego nauczyliśmy się na Hawajach bardzo pomaga nam w codziennej wspólnej pracy w palarni.
Ania: Ja również oprowadzałam wycieczki po plantacji, więc też tak naprawdę musiałam wiedzieć co dzieje się na etapach, przy których pracował Kamil. Może fizycznie nie kopałam dołków pod rośliny, ale wiedziałam jak to powinno wyglądać. Na przykład kawa jest przede wszystkim owocem. Nie wszyscy mają tę świadomość, że kwitnie i ma białe kwiaty. Na drzewie wygląda jak wisienka i tak naprawdę z kawą, którą mamy na stole, nie ma nic wspólnego. Oczywiście, dopóki nie jest przeprowadzony ten ostateczny proces palenia, który już teraz robimy u nas w Polsce.
Gdy dowiedziałam się, że to właśnie na Hawajach stawialiście swoje pierwsze kawowe kroki, to pierwsze co mi przyszło na myśl to pytanie: po co oni wracali? (śmiech)
Ania: To pytanie, które każdy nam zadaje (śmiech)
Kamil: Wróciliśmy po 13 miesiącach. Rozważaliśmy dwa scenariusze.
Ania: Scenariusz Kamila, że nie wracamy.
Kamil: I ten scenariusz zapewne doszedłby do skutku, gdyby nie to, że wyspę na której mieszkaliśmy można było całą objechać w 6 godzin.
Ania: Problemem było to, że jednak byliśmy tam na wizach studenckich. Gdybyśmy zostali, wiadomo, że bylibyśmy tam nielegalnie.
Kamil: Poznaliśmy tam kolegę, również Polaka. Jeździłem z nim na różne dodatkowe prace. Miałem dzięki temu większy ogląd na to, jak się żyje na Hawajach. Wiedzieliśmy też jak żyje się w Polsce. Nasze wynagrodzenie tam było mocno zaniżone. Mimo wszystko byliśmy trochę rozdarci i nie wiedzieliśmy co robić. W końcu zadecydowaliśmy, że wracamy do Polski. Dzięki temu wyjazdowi zbudowaliśmy sobie historię wizową i moglibyśmy tam wrócić. Wróciliśmy do Polski z nadzieją, że jeśli nie uda nam się w naszym kraju, to wrócimy do Stanów.
Coś Was tam zaskoczyło?
Kamil: Te Hawaje w ogóle nie wyglądały tak jak w telewizji (śmiech).
Ania: Nie było błękitnej wody i bujnej zieleni. To znaczy była, ale nie tam gdzie my (śmiech). My byliśmy na wulkanicznej wyspie. Na której w dalszym ciągu jest aktywny wulkan, który teraz wylewa. Odebrano nas z lotniska, które znajduje się na terenie mocno wulkanicznym, a tam czarno, szaro, sucha trawa… Patrzyliśmy na siebie i pytaliśmy „Gdzie my jesteśmy?! To są te Hawaje?? (śmiech). Wystarczyło, że podjechaliśmy wyżej na farmę, a tam fenomenalne widoki zapierające dech w piersiach.
Kamil: Trzynaście stref klimatycznych na jednej wyspie, którą można całą objechać w sześć godzin! Autentycznie – co 30 minut zmiana pogody i scenerii.
Chcecie tam wrócić?
Ania: Oczywiście. Zaczęliśmy planować wyjazd na grudzień. Mniej więcej wszystko mamy już zorganizowane. W tym czasie u nas w palarni jest nieco spokojniej. Na samym początku przeszkodą w powrocie do Stanów były finanse, teraz jest to brak czasu. Minęło już jednak kilka lat odkąd wróciliśmy i zaczynamy czuć tęsknotę.
Kamil: Całe szczęście jest Google Street View i wirtualne spacery (śmiech)
Będąc na Hawajach już wiedzieliście, że po powrocie otworzycie palarnię kawy?
Kamil: Chcieliśmy do Polski przenieść w jakiś sposób wysokojakościową kawę. To było naszym głównym celem. Jednak bardzo szybko życie zweryfikowało nasze plany (śmiech)
Ania: Kawa, z którą tam mieliśmy do czynienia i którą tam paliliśmy, jest jedną z najdroższych kaw na świecie. Taka kawa u nas w Polsce i do tego siedem lat temu, gdy wracaliśmy, nie miała racji bytu ze względu na brak odbiorców. Musieliśmy zmienić nasze podejście do jakości. Musieliśmy mieć kawę lepszej jakości, ale też taką, na którą będziemy mieli odbiorców. To oczywiście nie jest typowa kawa, którą można znaleźć na sklepowych półkach. Absolutnie nie. Chcieliśmy podnieść wysoko poprzeczkę, ale jednak nie tyle, aby nie zderzyć się z sufitem.
Kamil: Ale mamy w magazynie tę kawę!
Z jakim odbiorem spotkała się Wasza decyzja o stworzeniu w Morągu palarni kawy? Mogę tylko przypuszczać, że ludzie pukali się w głowę.
Kamil: Wiele osób krytykowało nasze poczynania. A tak naprawdę z perspektywy czasu okazało się, że to my mieliśmy rację. Myślę, że można byłoby już wydać książkę cytatów z negatywnymi tekstami, które usłyszeliśmy zaczynając ten biznes. „W Morągu? Palarnia Kawy?” To był klasyk.
Nie oszukujmy się. Wtedy kwestie finansowe miały ogromny wpływ na to, że otworzyliśmy palarnię w naszym rodzinnym Morągu, a nie w Olsztynie.
Baliście się?
Kamil: Oczywiście, że tak! Ale z drugiej strony, wiedzieliśmy, że jesteśmy pierwsi w tej części Polski. Dzięki idei, która narodziła nam się w głowach na Hawajach i dzięki temu, że dużo wiedzieliśmy, udawało nam się przetrwać gorsze czasy.
Ania: Tam nauczyliśmy się pewnego optymizmu i z nim wróciliśmy do Polski. Otwierając palarnię spotkało nas mnóstwo przeszkód, ale my się nie dawaliśmy. Byliśmy zdania, że wszystko się da! Myślę, że to też dzięki temu nam się udało. Szukaliśmy skrupulatnie finansów, zakup maszyn nie był prosty. Nie mogliśmy sobie pozwolić na super drogi, wypasiony sprzęt. Zaczynaliśmy więc od tego, na co mogliśmy sobie pozwolić. Zaczęliśmy od dotacji unijnych oraz naszych oszczędności.
Kamil: Początkowo nie mieliśmy aż tak dużo pracy w palarni, aby być tam codziennie. Paliliśmy kawę w Morągu, a mieszkaliśmy w Kwidzynie. Dystans – około 100 km. Nie wspominam tego czasu zbyt dobrze. Bywało tak, że dostawaliśmy zamówienie na jedną 100 gramową paczkę kawy. No i jeździliśmy (śmiech). Mieliśmy świadomość, że jesteśmy nowi w tej branży i musieliśmy się mierzyć z różnymi sytuacjami.
Mamy serdecznego znajomego, właściciela palarni kawy w Łodzi, który pomagał nam otworzyć naszą firmę. Dopiero po kilku latach przyznał się, że bardzo mocno nam kibicował i nie chciał nas załamywać, ale czas, który wybraliśmy sobie na otworzenie kawowego biznesu, był najgorszym z możliwych od 15 lat.
Decydując się na palenie kawy, trzeba mieć świadomość, że pewnych etapów wiedzy, praktyki czy produkcji nie można przeskoczyć. My spaliliśmy już tony kawy odkąd zaczęliśmy. Wychodzenie z założenia, że kawa do pieca wpada zielona, a wypada brązowa jest ok. Ale to za mało. Trzeba wiedzieć, że kawa jest produktem sezonowym i każdy zbiór jest inny. To wymaga obycia. Trzeba wiedzieć jak się obchodzić z każdym ze zbiorów. Dziś mamy do czynienia z Kostaryką, zbiór 2017, za jakiś czas będzie zbiór 2019 i on będzie zupełnie inny.
No dobra – wróciliście do Polski, otworzyliście palarnię. Skąd jest Wasza kawa? Jak to działa? Dostajecie ją prosto z plantacji? Z jakich zakątków świata?
Ania: Ogólnie marzy się nam kupowanie kawy prosto z plantacji, ale niestety nasze możliwości przerobowe są jeszcze zbyt małe. Bo ilości, które kupuje się prosto z plantacji są bardzo duże.
Kamil: Kawę bierzemy od importerów. Mamy aktualnie taki komfort, że możemy kupować kawę w małych ilościach, aby najpierw jej spróbować. Spalić na różne sposoby i przygotować do parzenia. Bo nawet jeśli dobrze ją spalimy, to jeszcze nie oznacza, że będzie nadawała się do parzenia. No i przede wszystkim dopasowujemy ją do gustów i przyzwyczajeń naszych klientów. Ciągle zadajemy sobie pytanie: czy kawa, która nam smakuje, posmakuje również naszym klientom. To nie jest tak, że jeśli nam coś smakuje, to wrzucamy to do sklepu. Głównie kierujemy się opiniami i przyzwyczajeniami ludzi. Kawy mamy różne, również takie, którymi prowokujemy. Etiopskie, kenijskie, z Ruandy, z Brazylii.
Ania: Kawy nazywamy miejscem pochodzenia. Czyli jak kawa jest z Kolumbii, to ma taką nazwę. Uogólniając, nasze palimy na dwa sposoby. Jeden z nich to bardzo jasne palenie, a drugie to palenie średnie. Jasne palenia są idealne do alternatywnych metod parzenia, czyli do przelewów, dripów, czy aeropresów. Takie palenia wyciągają z kawy naturalne aromaty. W kawie szuka się smaków i aromatów podobnie jak w winie. Zatem testując je, wyczujemy w nich maliny, truskawki i tym podobne. Różne kawy mają też różne kwasowości. Można się doszukiwać smaku cytryny, cytrusów ogólnie lub konkretniej limonki. Te aromaty łatwiej odnaleźć w jasnych paleniach niż ciemniejszych. Gdy spalimy mocno kawę, to czujemy głównie palenie, a nie to co naprawdę w niej jest. Posmaki te nie są oczywiste. Trzeba się ich doszukiwać i ćwiczyć. W taki sposób też tworzymy opisy dla naszych kaw, rozkładamy je na czynniki pierwsze.
Generalizując bardzo mocno – są trzy stopnie palenia: jasne, średnie i ciemne. Oczywiście jest ich pomiędzy bardzo dużo. Te ciemne palenia, to są głównie palenia przemysłowe. Może bez konkretnych nazw, ale są to popularne kawy, które można kupić w każdym sklepie. My palimy kawę jasno lub średnio, po to aby nie zabijać tych naturalnych smaków.
Gama naszych kaw jest dosyć szeroka. Mamy kawy z tej najwyższej półki czyli speciality, kawy punktowane, które wygrywają konkursy i są sprawdzane pod kątem najwyższej jakości. Mamy zatem kawy, które rzeczywiście są dla koneserów, ale mamy też te z segmentu premium, czyli dalej o bardzo wysokiej jakości, dużo wyższej niż na sklepowej półce. Tak porównując – kawa z segmentu speciality kosztuje 39 zł, a kawa premium 28 zł. W cenie jest różnica, a kawa dalej w smaku jest fantastyczna.
Kamil: Oczywiście w sklepach internetowych z kawami można znaleźć kawę i za 70 zł. Ostatnio mieliśmy możliwość spróbowania takiej kawy. Agnieszka Rojewska będzie lada chwila startowała w zawodach baristycznych w Amsterdamie jako reprezentantka Polski. Życzymy podium!* Ona wyprodukowała swoją kawę, linię która kosztuje około 200 zł za 200 gramów kawy.
Czy Waszym zdaniem jest coś takiego jak grzechy kawowe? Pomijając kawę rozpuszczalną?
Ania: No tak, kawa rozpuszczalna ma niewiele wspólnego z prawdziwa kawą. Picie jej może być grzechem (śmiech)
Kamil: Od początku mieliśmy takie podejście, że nie walczymy z przyzwyczajeniami naszych klientów. Nie walczymy z nawykami, trendami, tradycjami.
Ania: Prosty przykład. Moja babcia, która robi kawę po turecku. Tak lubi i ok. A to, że w ten sposób przygotowuje naszą kawę – tym bardziej jest nam miło.
Czyli nie popełnię faux pas jeśli w ten sposób przygotuję sobie kawę od Was.
Ania: Nie! Absolutnie! Każdy parzy jak lubi!
A kawa z mlekiem to coś złego?
Kamil: My, jako producenci, musimy trzymać się przyjętych szablonów, jakichś sposobów i prawidłowości parzenia tej kawy. I to pewnie też kwestia przyzwyczajenia, że raczej pijemy bez mleka. Ale jeżeli ktoś preferuje picie kawy w inny sposób, taki jaki mu smakuje, to jest absolutnie jego sprawa!
Ania: Ja bardzo lubię na śniadanie wypić sobie latte. To nie jest nic złego! Wiadomo, że w takiej białej kawie nie czuć tego naturalnego smaku kawy. To jest kwestia gustu, smaku i naszych przyzwyczajeń. To tak jak jeden lubi truskawki, a drugi lubi cytryny. Tak samo z kawą. Nie ma jednej kawy dobrej dla wszystkich.
Z każdą minutą rozmowy coraz więcej wiem o kawie i teraz właściwie chyba znam już odpowiedź na moje kolejne pytanie, ale muszę utwierdzić się w moich przypuszczeniach. Czy kawa z tej samej plantacji, z tego samego zbioru, jeśli trafi do dwóch różnych palarni, będzie smakowała inaczej?
Kamil: Oczywiście. Ona będzie inaczej smakowała nawet wówczas, gdy te dwie palarnie będą miały identyczne piece oraz nawet jeśli będą miały ten sam profil palenia. Oczywiście może zdarzyć się tak, że dwie osoby na pięć powiedzą, że to ta sama kawa. Koniec końców, po dokładnej analizie różnice zawsze będą wyczuwalne.
Czyli nie jest też tak, że im droższa kawa, tym z pewnością będzie lepsza? Jakie są Wasze ulubione?
Kamil: No nie. Ja osobiście uwielbiam kawę Ethiopia Yirgacheffe parzoną przelewowo. To jest przedział premium. To taka najsmaczniejsza dla mnie kawa, którą piję bez poczucia, że z każdą kroplą spada mi do filiżanki 10 zł (śmiech). Tę kawę pije się bardzo przyjemnie, ma w smaku kwiatowe nuty, wręcz herbaciane, choć znawcy kawy nie lubią tego porównania. Ogólnie bardzo lubię afrykańskie kawy.
Ania: Ja też. One są chyba jednymi z ciekawszych smakowo i dlatego tak często się u nas przewijają i dlatego też mamy ich sporo w naszej ofercie. Moją ulubioną jest akurat Kenia. To jest już kawa z tej najwyższej półki speciality. Dałam ci ją do spróbowania i jestem ciekawa opinii.
Kamil: Pytałaś wcześniej o importerów, o ziarna. Ta z Kenii, to jest kawa pakowana w małe paczki. Bo ogólnie kawę do transportu pakuje się w worki około 60-70 kilogramowe w zależności od lokalizacji. A ta kenijska jest pakowana hermetycznie w pudełka, w workach 20 kilogramowych. Dzięki temu nie ma możliwości, aby coś w transporcie się z nią działo.
Ania: Mimo że jest to jedna z droższych kaw, które u nas mamy, to jej odbiór jest fantastyczny. I w związku z tym zależy nam, aby ją utrzymać. Z tymi kawami speciality też jest tak, że one raz są, raz ich nie ma. To są zwykle małe plantacje, które mocno dbają o jakość swojej kawy i szybko też wyprzedają wszystko co mają. Wtedy czekamy na następne zbiory. To jest ta przeszkoda, z którą ciągle gdzieś się mierzymy, jeśli chodzi o kawy z najwyższej półki.
Kamil: Chcielibyśmy dawać naszym klientom różne kawy, także te droższe. I czasem zdarza nam się robić taki ekonomiczny ukłon w stronę naszych klientów i schodzimy z własnych kosztów, z własnego zarobku, po to, aby dać spróbować ludziom kawy trochę lepszej.
Widzę, że macie misję! Nauczyć ludzi dobrej kawy!
Kamil: Trochę tak. W Niemczech kawy są droższe, ale świadomość też jest większa. Ludzie łatwiej tam podejmują decyzje o zakupie kawy lepszej jakości. My chcemy u nas tym podejściem trochę ludzi zarazić i dać możliwość popróbowania.
Ania: Moja babcia już od lat pije nasza kawę i nie daj Boże się jej skończy. (śmiech)
Do sklepu nie pójdzie i nie kupi. Raz jej się zdarzyło i niestety – nie wypiła. No i tak to jest, że jak już przyzwyczaisz się do tych kaw premium, to już jest bardzo trudno wrócić na niższą półkę.
Jak ktoś do nas dzwoni, to na wstępie wypytujemy o gusta. Czy lubią jasne, czy ciemniejsze.
Na stronie internetowej również można znaleźć taką prostą ankietę, która poprowadzi nas w kierunku kawy, która możne nam podpasować.
Mówiliście o tym, że smak kawy to bardzo złożona sprawa i podobnie jak z piwem, czy winem ma drugie dno, posmaki, aromaty… Musieliście nauczyć się je rozpoznawać, czy przyszło Wam to łatwo?
Ania: Oczywiście, że się uczyliśmy i dalej się uczymy. Wiadomo, że są osoby, które bardziej to czują, a niektóre mniej. Jeśli się dużo testuje i sprawdza, to jakoś naturalnie samo przychodzi. Nie ukrywam, że na początku trudno było mi wyczuć aromat np. truskawki w kawie.
Kamil: Jeśli jest odczucie, że kawa jest kwaśna, to sugeruję żeby tej kawy nie skreślać. Kawa może taka być, wręcz o to chodzi. Arabika 100% zawsze będzie trochę kwaskowa.
Ania: Trzeba pamiętać, że kawa jest owocem! Tak jak w każdym owocu ta kwasowość jest w jakimś stopniu pożądana. Często słyszymy: „A ja nie chcę kwaśnej kawy”. Ten kwas jednak bierze się z tego, że kawa jest owocem i jest to absolutnie naturalne. Ja osobiście ten smak w kawie uwielbiam.
Posiadanie własnej palarni kawy zaowocowało ciekawymi współpracami, jak np. przygotowanie kawy do produkcji piwa Coffee Stout dla Browaru Kormoran. Opowiedzcie o tej kooperacji.
Kamil: Pewnego wieczoru poszedłem do sklepu. Patrzę, na półce piwa z Browaru Kormoran. Kupiłem do posmakowania Podróże Kormorana i Wiśnię w Piwie. Pomyślałem, dlaczego by nie zrobić piwa kawowego? Wtedy nawet nie wiedzieliśmy, że jest taki gatunek piwa jak coffee stout. Następnego dnia zadzwoniłem do Browaru Kormoran.
Technolog z browaru, Maciej Mielęcki mówi do mnie: „Czemu pan dzwoni do mnie dopiero teraz?”. Na co ja: „No sam nie wiem, wczoraj dopiero wypiłem waszą Wiśnię w Piwie i pomyślałem sobie czemu by nie zrobić piwa kawowego”. Okazało się, że on już od dłuższego czasu próbował stworzyć recepturę na coffee stouta. Próbował różnych kaw z różnych palarni, no i ciągle nie wychodziło. Podjęliśmy się tego wyzwania. Zrobiliśmy pierwsze próby. Coś było jednak nie tak. Musiałem zmienić swoje podejście – nie mogłem spełniać swoich ambicji jako producent kawy. Musiałem pomóc stworzyć piwo, nowy produkt. Skontaktowałem się z palarniami, które już uczestniczyły w tworzeniu coffee stouta i ku mojemu zaskoczeniu dowiedziałem się, że te palarnie rezygnowały, bo smak nie wychodził tak jak powinien. Dostałem drobne wskazówki od browarników ze Skandynawii. Powiedzieli mi co pozmieniać, ale nie powiedzieli najważniejszego, jak tę kawę przygotować. Kawa palona do coffee stouta nie jest kawą, którą odważyłbym się dać do wypicia jako kawę.
Ania: Oczywiście ta kawa ma swoich zwolenników. Dla nas jednak to nie był gotowy produkt, który moglibyśmy sprzedawać.
Kamil: Jest to kawa jasno palona, kawa jak najbardziej poprawna, ale jest to składnik do coffee stouta. I tyle. No i przede wszystkim udało się nam. Ta współpraca wyszła. To co dla nas było ważne, ten kawowy aspekt tego piwa – fantastyczna piana po nalaniu, wyglądająca jak przy espresso. To było fantastyczne!
Jeszcze z kimś współpracowaliście?
Ania: Mieliśmy klientów, ale bardziej prywatnych, którzy brali naszą kawę do nalewek. Zrobiliśmy też markę własną, kawę dla współzałożyciela Sweet Noise, Glacy. Wydawał płytę i chciał pod swoją nazwą płyty mieć też swoją kawę. To był bardzo ciekawy projekt. Długo szukaliśmy tej kawy i paliliśmy na różne sposoby. Potem kwestia opakowania, które specjalnie dla niego projektowaliśmy. W sumie ten etap trwał z pół roku.
Kamil: Ale powiem ci szczerze – my do wszystkich naszych klientów tak podchodzimy. Razem szukamy smaku, który najbardziej im odpowiada. Przykład – kawiarnia House Cafe. Mieszanka, którą dla nich palimy nazywa się „15”. Nie bez powodu. To była 15 próba kawy, którą dla nich robiliśmy. Z House Cafe mieliśmy dżentelmeńską umowę, że jako jedyna kawiarnia na Starówce będzie miała na wyłączność naszą kawę. Często nas krytykowano za ten sposób współpracy. Ta umowa jest między nami już od 6 lat. Czerpiemy z tego obopólną korzyść. Chcieliśmy uniknąć masowości, co zarówno dla nas, jak i Wojtka Kroczka z House Cafe było istotne. On chciał kawy produkowanej lokalnie. Krytykowano nas, że biznesowo nam się to przecież nie opłaca. My twardo postawiliśmy na swoim i to, że zdecydowaliśmy się na wyłączność, z perspektywy czasu zaowocowało fajną, udaną współpracą.
Gdzie jeszcze można napić się Waszej kawy?
Ania: Jeśli chodzi o kawiarnie, to na Starówce jedynie House Cafe. Otwiera się również w Olsztynie Mobile Cafe, wózki kawowe, które będą parzyły naszą kawę. W Wiśniowym Piecu też jesteśmy. Podobnie jak w wielu miejscach dookoła Olsztyna. Na przykład w Łukcie w kawiarni Smolej. Agroturystyka Glendoria, Kwaśne Jabłko. Teraz w Morągu otwiera się kawiarnia w wieży ciśnień i też będą serwowali naszą kawę. W Ostródzie – Kawa na ławę. Zaopatrujemy też wiele biur.
Kamil: Ta nasza umowa z Wojtkiem z House Cafe przez lata nieco ewaluowała i w związku z tym można jeszcze wypić naszą kawę w kilku restauracjach na Starówce. Na przykład w Misie oraz w nowej kawiarni, która nie jest na Starówce – Olsztyn Kocham Cafe. Od lat tez jesteśmy w Hotelu Kur.
Koniec końców, okazało się, że w Polsce, w Morągu i w Olsztynie da się wyżyć z palenia kawy!
Ania: Tak, nie musimy pracować dodatkowo w innych miejscach
Kamil: My nigdy nie mieliśmy aspiracji żeby budować jakieś imperium kawowe. Jak normalni ludzie chcieliśmy mieć coś swojego, fajną pracę. Ludziom wydaje się, że mamy takie łatwe zajęcie – tymczasem to skomplikowana wiedza, którą musieliśmy przyswoić i nauczyć się wykorzystywać. Wojtek Kroczek powiedział mi kiedyś, jak producent producentowi: „Każdy widzi tylko czubek góry lodowej naszej pracy”. Praca wkładana w palarnię pochłania każdą godzinę naszego życia, bywa różnie, produkcja kawy to wyzwanie i duża odpowiedzialność. Ludzie nie wiedzą, że my odkąd mamy firmę nie byliśmy jeszcze na wakacjach (śmiech).
Dziękuję Wam za miłe spotkanie, wspólne śniadanie i rozmowę. Życzę dalszych sukcesów!
*Agnieszka Rojewska zwyciężyła!!!
Polska zajęła pierwsze miejsce na World Barista Championship Amsterdam 2018.
Dzięki uprzejmości Restauracji Lago na śniadanie zjedliśmy:
- bajgla z gravlaxem z łososia i guacamole
- kanapkę śniadaniową z sadzonym jajkiem i boczkiem
- funnel cake, czyli kanadyjski rodzaj gofra
Wszystkie zdjęcia są autorstwa Karoliny Hrynek Fotografki
Brawa za odwagę i wysmienitą kawę!