10 produktów spożywczych których nie znajdziesz w mojej kuchni

Żeby była jasność – nie jestem ortodoksyjna! Nie jadam na co dzień mięsa, ale nie oznacza to, że nie jem go wcale. Czasem nachodzi mnie chęć na parówki. Wtedy zwyczajnie je kupuję. Czytam jednak dokładnie etykiety i staranniej niż kiedyś dobieram moje zakupy. Jest jednak kilka produktów spożywczych, których nie znajdziesz w mojej kuchni.
Zdarza mi się wypić colę i zjeść chipsy na imprezie. Ba! Używam też kostek rosołowych, ale jeśli już muszę, to staram się kupować te bio – bez niepotrzebnych dodatków, choć i zwykła od czasu do czasu się zapodzieje. I’m sorry! Grzeszę kupując słodycze oraz zamawiając pizzę. W dalekiej przeszłości zdarzało mi się nawet korzystać z „przepisów na…” i innych gotowych słoikowych tablic Mendelejewa. To jednak przeszłość odcięta grubą kreską. W miarę szybko się ogarnęłam i poszłam po rozum do głowy. Wyeliminowałam z diety to wszystko co sprawiało, że czułam się po tym zwyczajnie źle. Przekalkulowałam również, że zrobienie domowej pizzy własnymi rękoma jest o wiele szybsze i smaczniejsze niż kupienie jej na telefon.
Kultowe maggi, które w latach 90. królowało w każdym domu zastąpiłam sosem sojowym i lubczykiem. A jarzynki, warzywka i inne mieszanki przypraw na literę „K” zastąpiłam domowymi mieszankami ziół. Da się! Poważnie! Dla chcącego nic trudnego.
10 produktów spożywczych których nie znajdziesz w mojej kuchni
1. SER TOPIONY
Zaglądaliście kiedyś do składu?! Toż to dramat! Sam tłuszcz i składniki dziwnego pochodzenia. Sera nie ma tam chyba w ogóle. Ani to dobre, ani zdrowe. Ktoś kto wymyślił ten twór, za karę powinien jeść to do końca swoich dni… choć właściwie można przypuszczać, że ten ktoś już dawno nie żyje. Moja lodówka dla serów topionych jest zamknięta na kłódkę!
2. MAGGI/WARZYWKO/JARZYNKA
Maggi, czyli dokładnie: sól, glutaminian sodu, rybonukleotydy disowe, ocet, glukoza, ekstrakt drożdżowy, aromat. Seriously? Po co mi to wszystko w zupie? Połączcie sos sojowy z suszonym lubczykiem i zobaczcie co się stanie… a właściwie spróbujcie! Zamiast gotowych polepszaczy smaku włóżcie odrobinę wysiłku w to co robicie – sami pomieszajcie zioła z solą i pieprzem. Cieszcie się swoimi unikalnymi mieszankami przypraw, które są o niebo zdrowsze!
3. GOTOWE SOSY/ZUPY W PROSZKU/SŁOIKU
Znam osoby, które jedzą tylko to. Tłumaczą się brakiem czasu, płaczącym dzieckiem, koniecznością wyprowadzenia psa, brakiem umiejętności kucharskich etc. Nie życzę nikomu źle, ale moja wyobraźnia zaczyna pracować na najwyższych obrotach, gdy myślę sobie jakie spustoszenie sieje ta chemia w ich organizmach. Wiadomo, że od czasu do czasu można – nic wielkiego się raczej nie stanie (choć u mnie rozstrój żołądka murowany). Ale po co kolejny raz chemicznego kurczaka z dyskontu podlewać chemicznym sosem z proszku?! Z kilku naturalnych składników można wyczarować przecież prosty i o wiele smaczniejszy obiad.
4. PARÓWKI I WĘDLINA Z „NIEWIADOMOCZEGO”
Wszelkim „MOMom” czyli mięsom oddzielonym mechanicznie mówię stanowcze NIE. Nie przypominam sobie żebym była koneserką raciczek, pazurów i innych mielonych skórek które tak często są składnikiem parówek. Znalezienie kiełbasek z mięsa nie jest proste, ale nie jest też niewykonalne. Znowu – dla chcącego nic trudnego! Czytajcie, czytajcie i jeszcze raz czytajcie etykiety!
5. KOSTKA RYBNA
Wspomnienie z dzieciństwa… nie pojmuję, jak mogliśmy to jeść! Chcąc przypomnieć sobie dzieciństwo kupiłam kiedyś ten twór. Powiem Wam, że dawno nie smakowałam czegoś tak paskudnego. Napisałam, że smakowałam, ponieważ zjeść tego się nie dało. Niebywały swąd po rozmrożeniu, który wcale nie zniknął po upieczeniu, oraz konsystencja puddingu skutecznie zniechęciły mnie na lata. Podobnie jak w parówkach, skład tych kostek jest dosyć wątpliwy. Wolę przepłacić, ale mieć konkretny filet świeżej i zdrowej ryby.
6. KOLOROWE NAPOJE GAZOWANE
Z napojów gazowanych zdarza mi się kupić od czasu do czasu wodę mineralną ;) A na poważnie – wyrosłam już wiele lat temu z tychże. W moim koszyku ląduje czasami podpiwek lub kwas chlebowy. Ale uwaga – one też potrafią mieć paskudny skład! Mam jeszcze jeden grzech… lubię sobie wieczorem przysiąść z drinkiem w dłoni. Mój ulubiony to whisky z… colą! Więcej grzechów nie pamiętam! ;)
7. TANIA MARGARYNA
Tania nie ma wstępu do naszego domu! Droższa, ale mała leży gdzieś na dnie lodówki. Tylko po to, aby w razie kryzysu uratować nasz czerstwy chleb. Tym samym muszę zaraz sprawdzić jej termin przydatności do spożycia ;) A na poważnie – masło rządzi!
8. JOGURTY OWOCOWE
Producenci prześcigają się w wymyślaniu smaków i dodatków. Mnie jednak nie namówią. Odkąd dietetyczka uświadomiła mnie co się kryje w ich wnętrzu, skończyłam naszą znajomość. Przerzuciłam się na naturalne, ale niestety nie pocieszę Was. Wśród jogurtów naturalnych też ze świeczką szukać tych bez choćby mleka w proszku. Jest jednak kilka firm które sprostały moim oczekiwaniom. Kupuję taki jogurt, dorzucam sezonowe owoce lub domową konfiturę i mam zdrowy mix owocowy. Polecam.
9. PŁATKI ŚNIADANIOWE
Szukałam, szukałam i się poddałam. Nie ma zdrowych płatków na rynku! W każdych jest milion niepotrzebnych dodatkowych składników i tona cukru. W związku z tym od dawna już sami przygotowujemy swoje mieszanki musli. Do płatków owsianych dodajemy pestki, suszone niesiarkowane owoce i inne ulubione dodatki. Wychodzi drożej, ale za to zdrowiej!
10. NUTELLA
Jezu jakie to dobre! Zdrowy rozsądek jednak wygrywa i staram się nie zauważać w sklepie charakterystycznych słoików. Nawet gdybym się skusiła, to doskonale wiem jak to by się skończyło… mdłościami po wyjedzeniu całości łyżką ;) Cukier, cukier i jeszcze raz cukier oraz mnóstwo innego zła. Bye, bye nutello… Zamiast niej wybieram własnej roboty krem czekoladowy z awokado lub masło orzechowe, które w składzie ma jedynie orzechy. Tu też warto przyjrzeć się etykietom!

Brak komentarzy