Śniadanie na mieście – Spiżarnia Warmińska

Och, ile ja się nasłuchałam o tym miejscu. Ile naczytałam u innych blogerów. Restauracja nagradzana, wyróżniana, kucharze wygrywają regularnie konkursy kulinarne. No ogólnie och i ach jak na olsztyńskie warunki! Z opinii, które do mnie docierały wynikało, że czekają mnie smakowe fajerwerki. I na to właśnie się nastawiłam idąc na śniadanie do Spiżarni Warmińskiej. Miała być eksplozja smaku! Nie brałam innej możliwości pod uwagę!
No to poszliśmy. Ciepły słoneczny dzień i widok z okna na olsztyńską katedrę. Piękne, wręcz zachwycające wnętrze. Śmiało mogę napisać, że to najładniejsza restauracja w naszym mieście! Miła obsługa powitała nas od progu i wskazała wygodne miejsce. Siadamy i studiujemy menu. To co odróżniło na pierwszy rzut oka kartę Spiżarni od innych, to staranne informacje na temat tego co będziemy jedli. Podane gramatury i składowe poszczególnych śniadań. Duży plus!
Omiatamy wzrokiem kartę i już wiadomo, że nie będzie to klasyczne śniadanie. To akurat kolejny duży plus. Wszak ile można jeść jajecznice i inne sadzone. Wiedzieliśmy po co tam idziemy! Zamawiamy: serdelki z ryb iławskich z cebulą i boczkiem (19 zł) oraz grillowaną bułkę z własnej piekarni z kotletem z białej kiełbasy i jajkiem (16 zł). Do tego klasycznie 2 kawy, których nie ma nigdzie w karcie, więc nie znamy ceny. Z naszych fanaberii: prosimy o pominięcie boczku przy serdelkach oraz o mleko bez laktozy do kawy. Nie ma problemu – dostaję sojowe.
Czekając podziwiamy wnętrze, które jest nadzwyczajnie czyste. Na podłodze brak najmniejszego pyłku. Jest świeżo i schludnie – wręcz wzorowo! Moją uwagę przykuwa regał ze słoiczkami w których znajdują się konfitury, chutneye i musztardy. W między czasie zaskoczenie… dostajemy czekadełko! Przed śniadaniem! To koszyk z pieczywem własnego wypieku oraz konfitura pomarańczowa. Chleb jest fenomenalny! Pełnoziarnisty, chrupiąca skórka, ciężki mięsisty środek! Pycha! Konfitura gęsta, słodko – gorzka, jak to przy pomarańczy. Miły wstęp!
Warto podkreślić, że Spiżarnia Warmińska szczyci się ekologicznymi produktami od lokalnych producentów oraz, że idea Slow Food jest im bardzo bliska. Posiadają swój piec chlebowy opalany drewnem, w którym powstaje przepyszne pieczywo. Organizują również tematyczne kolacje z sommelierem.
Nasza kuchnia wykorzystuje produkty pochodzące z ekologicznych gospodarstw oraz dobroci pól i lasów Warmii i Mazur. Nie używamy mrożonych składników. Potrawy tworzone są według idei Slow Food, co powoduje dłuższy czas ich przygotowania.
Mimo, że slow food to na resztę śniadania wcale nie musimy długo czekać. Bułka własnego wypieku jest różowa – jak mniemam barwiona burakiem. Pyszna, chrupiąca i świeża. Posmarowana ponoć majonezem chrzanowym – dla mnie za mało wyrazistym żeby to stwierdzić na 100%. Kotlet z białej kiełbasy – fenomenalny! Świetnie doprawiony i pyszny. No i jajko w koszulce… i tu pojawia się pierwsze rozczarowanie. Jak widać na zdjęciu… nic z niego nie wypłynęło, a już na pewno nie żółtko.
Nie poprosiłam kelnerki o wymianę jajka, ponieważ poszłam do Spiżarni, aby pokazać Wam rzeczywisty obraz tego co zamówiłam. Co ciekawe, na moim talerzu nadprogramowo wylądował czips z boczku z którego zrezygnował mój narzeczony zamawiając serdelki z ryb.
No właśnie… przejdźmy do serdelków. Tu pojawia się kolejne rozczarowanie. Po pierwsze: w karcie było napisane „serdelki”, dostaliśmy „serdelka” (jednego)! Patrząc na talerz… lekki smuteczek. Żadnych dodatków oprócz cebuli (tak wiem, zrezygnowaliśmy z czipsa z boczku). Całe szczęście zostało nam pieczywo z czekadełka i tym samym mój partner nie wyszedł głodny. Po drugie: gramatura. Nie chce mi się wierzyć, że tenże smutny i samotny serdelek ważył 220 gramów. Tym bardziej, że moje śniadanie według karty miało ważyć jedynie o 130 gramów więcej – a przypomnę – składało się na nie sporo rzeczy: cała bułka, kotlet, jajko i warzywa. No i po trzecie (ostatnie): smak. Wiem, że o gustach się nie dyskutuje, ale… naszym zdaniem serdelek nie smakował zupełnie niczym. A już na pewno nie tak pyszną rybą jaką jest sandacz. Lubimy ryby, jeździmy, smakujemy w różnych miejscach i nikt mi nie wmówi, że tak to miało smakować, a ja się nie znam. Biorąc pod uwagę, że zapłaciliśmy za serdelka 19 zł i ponoć był wykonany z tak szlachetnych ryb jak sandacz i sum, to uważam to danie za nieporozumienie.
Całe szczęście moje śniadanie częściowo uratowało nasze poranne wyjście do restauracji. Dzięki temu, że pół mojej bułki oddałam narzeczonemu oraz dzięki temu, że zostało nam trochę chleba z czekadełka, nie wyszedł ze Spiżarni głodny. Miłym akcentem okazał się fakt, że kawy do śniadania serwowane są za darmo. Tym samym łącznie zapłaciliśmy 35 zł.
Pod koniec naszego śniadania podszedł do nas (jak mniemam) szef kuchni i spytał, czy nam smakowało. Nie omieszkałam wspomnieć o jajku które nie płynęło. I tu bardzo miłe zaskoczenie – jako zadość uczynienie zaproponowano nam deser lub wybraną przez nas konfiturę na koszt firmy. Wybraliśmy to drugie i tym samym staliśmy się posiadaczami konfitury wiśniowej z kardamonem. I tu kolejne zaskoczenie… moja wrodzona ciekawość skierowała od razu wzrok w stronę etykietki na słoiku. Jak się okazuje, to nie Spiżarnia Warmińska jest twórcą tych przetworów, a niejaka Spiżarnia Warszawska! Może i dobrze, bo konfitura okazała się całkowicie przeciętna.
Podsumowując: idąc do Spiżarni Warmińskiej byłam przekonana, że spotka mnie tam jakaś cudowna przygoda kulinarna. Zdaję sobie sprawę, że to tylko śniadanie, ale ale… skoro już zdecydowano się na tak oryginalne i ciekawe menu, to chyba naturalnym jest, że oczekuję od niego jakiegoś „wow”. Tu tego „wow” ewidentnie zabrakło. Pojawiło się nawet częściowe rozczarowanie. Oczywiście to bardzo miło, że obsługa w ogóle zainteresowała się naszą opinią i że w taki a nie inny sposób na nią zareagowano. Szkoda jednak, że moja śniadaniowa wizyta w tym jakże kultowym już w niektórych kręgach miejscu nie sprawiła mi tak ogromnej przyjemności jak powinna i na jaką się nastawiałam.
Nie da się ukryć, że Spiżarnia do najtańszych miejsc nie należy. Idąc tam wiedziałam o tym doskonale i nastawiałam się nawet na większy wydatek. Miało to jednak równać się z niezapomnianymi przeżyciami smakowymi. Czy tam wrócę? Być może. Póki co jednak, moja lista restauracji w regionie „do wypróbowania” jest tak długa, że skupię się na innych miejscach.
Mam nadzieję, że po prostu mieliśmy pecha i że zazwyczaj jednak serwowane są tam serdelki nie serdelek, że mają smak i chce się na nie wracać, a jajko w koszulce rozkosznie rozpływa się po talerzu. Mam też ogromną nadzieję, że w przyszłości będzie również większy wybór śniadań dla wegetarian i wegan.
Spiżarnia Warmińska
ul. Lelewela 4a
10-021
Brak komentarzy